Przyczyny cukrzycy

Cukrzyca ma wiele przyczyn, tak jak wiele jest rodzajów tej choroby. Przyglądając się tej wrodzonej, typu I nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jedyną przyczyną może być… spożywanie mleka i jego przetworów. Jedyną. W krajach, w których mleka krowiego się nie spożywa, ta choroba w zasadzie nie istnieje, podobnie wśród grup kulturowych którym religia czy zasady etyczne zabraniają spożywania produktów mlecznych. Wykresy zachorowalności na cukrzycę typu I oraz konsumpcji mleka w poszczególnych krajach praktycznie się pokrywają: jeśli w którymś kraju spożywa się 3 razy więcej mleka niż w innym, będzie 3 razy więcej zachorowań. Jeśli nie spożywa się w ogóle, ludzie nie chorują. Jeśli spożycie jest rekordowe, również najwięcej dzieci rodzi się z tą chorobą. Od tej reguły nie ma praktycznie żadnych wyjątków.

Jeśli ta zależność jest prawdziwa, mechanizm jest bardzo prosty: mleko krowie oraz wysepki trzustki mają podobne przeciwciała. Jeśli organizm ludzki nauczy się rozpoznawać mleko jako wroga, jednocześnie zaatakuje trzustkę. Matka zalewająca swój organizm obcymi przeciwciałami w końcu doprowadzi do tego, że system odpornościowy dziecka „nauczy” się walczyć z wrogiem. Oczywiście są też inne czynniki ryzyka: niski poziom witaminy D, specyficzne geny czy brak karmienia piersią, ale obecność mleka w diecie wydaje się być koniecznością, bez tego cukrzyca typu I byłaby chorobą praktycznie nieznaną, dotykającą setki albo i tysiące razy mniej dzieci. Ostateczną odpowiedź dałyby badania matek weganek, jest to grupa żyjąca w tych samych warunkach co reszta społeczeństwa, więc zachorowalność ich dzieci powinna być przynajmniej zbliżona. Nikomu jednak się z tym nie spieszy. Badania nad odżywianiem samych dzieci wydają się być bezcelowe, wszystko wskazuje na to, że szkody zostają poczynione zanim dziecko się urodzi.

W roku 2020 wciąż trwała dyskusja na ten temat i nikt nie był w stanie podać rozstrzygających argumentów ani za, ani przeciw:

https://onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/apa.14756

Mleko a cukrzyca
„Milk and Cereal” by Steven Wilke is licensed with CC BY-ND 2.0.

Jak powstaje cukrzyca?

Mechanizm powstawania cukrzycy typu II jest dość banalny. Prosiłbym jednak osoby znające się na medycynie czy biologii, żeby nie krzyczały. Poniższe akapity mają uzmysłowić ogólne zarysy procesu osobom, które z biologią nic nie mają wspólnego, a nie przedstawić cały proces z naukowego punktu widzenia. Siłą rzeczy, nie odzwierciedlają one absolutnej prawdy.

Jemy coś, co podnosi poziom cukru. Nasze ciało jest nagle zalane nadmiarem glukozy, w panice wydziela insulinę. Ale ponieważ tego cukru jest o wiele za dużo, również wytworzenie insuliny jest zbyt gwałtowne. W efekcie poziom cukru spada i zamiast ożywienia, czujemy osowiałość i zmęczenie. Organizm wydziela więc substancje działające odwrotnie i znowu podwyższa poziom glukozy we krwi. Ale znowuż reakcja jest zbyt gwałtowna, za chwilę będzie musiał znowu użyć insuliny. I tak się to waha w jedną i w drugą stronę. Po pewnym czasie mamy kompletnie rozregulowaną zdolność kontrolowania tego poziomu.

Oczywiście są tutaj dodatkowe czynniki, między innymi tak naprawdę nie chodzi o sam poziom glukozy, ale o insulinę. Okazuje się, że pokarmy roślinne, pomimo podniesienia poziomu cukru, często nie powodują wzrostu jej poziomu. Organizm sobie z tym bez problemu radzi. Gorzej, gdy zjadamy niektóre pokarmy odzwierzęce. Wtedy cukier prawie nie rośnie, ale insulina skacze pod sam sufit. Dlatego wegetarianie paradoksalnie o wiele rzadziej zapadają na cukrzycę, pomimo tego, że statystycznie jedzą o wiele więcej szybko przyswajalnych węgli, mają też niższy poziom chromu czy cynku w diecie. Z ciekawostek: jogurt podnosi poziom insuliny mocniej, niż czekolada.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6153574/

Kolejnym istotnym czynnikiem są węglowodany w formie łatwo przyswajalnej. Według części naukowców nie powinniśmy jeść nic, czego nie możemy zjeść na surowo. Dotyczy to też ziemniaków i zbóż, one są po prostu niezbyt zdrowe. Zarówno wyroby z białej mąki, jak i ziemniaki bardzo silnie podbijają cukier, silniej niż słodkie owoce. Dla porównania, ziemniaki podniosą poziom insuliny do 120, biały chleb do 100, niesamowicie słodkie winogrona jedynie do 80, a jabłko do niecałych 60, czyli tyle co… ryby. Niestety, większość lekarzy dalej jest z poziomem wiedzy daleko w poprzednim stuleciu i zalecają cukrzykom „złożone węglowodany, ziemniaki i chleb”, odradzając „proste cukry, na przykład jabłka”.

Cukrzyca a witamina D3

Sugeruje się, że jedna z poważniejszych przyczyn to masowe niedobory witaminy D. Wykazano, że ludzie z najniższym jej poziomem najczęściej zapadają na cukrzycę. Jest to chyba jedyna witamina, której niedobory mamy praktycznie wszyscy. Badacze zajmujący się nią zgadzają się również co do tego, że normy spożycia są zaniżone około dziesięciokrotnie. Co najciekawsze, jest to również jedyna witamina, której nie można dostać w aptece bez recepty – podobno chodzi o nasze bezpieczeństwo i możliwość przedawkowania, chociaż do tej pory na świecie nie było ani jednego przypadku zatrucia przy dawkach poniżej 40 000 IU dziennie spożywanych przez kilka miesięcy (czyli w praktyce trzeba zjadać kilka opakowań dziennie przez pół roku, żeby się otruć, a gdyby ktoś chciał za pomocą witaminy D popełnić samobójstwo, musiałby chyba wydać całą pensję na tabletki i jeść je łyżkami przez kilka godzin. W praktyce aspiryna jest dosłownie tysiące razy bardziej niebezpieczna). (korekta z roku 2017: już można kupić bez recepty). Oczywiście gdy choroba się już rozwinie, jest za późno na to, by jej zapobiec, ale w dalszym ciągu warto podnieść poziom tej witaminy w organizmie. Więcej o tym w dziale poświęconym suplementacji.

Żeby nie było zbyt różowo, suplementacja witaminą D3 nie zapobiegła w dużym stopniu rozwojowi cukrzycy, zmniejszyła ryzyko zaledwie o nieco ponad 10%:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/31173679

Być może winę ponosi nieco krótki czas badania, zaledwie dwa lata, niemniej widać, że suplementacja nie jest w tym wypadku „srebrną kulą”. Możliwe, że chorzy mają niski poziom, bo po prostu są… bardziej leniwi. Nie wychodzą z domu, jeśli nie muszą, unikają słońca siedząc przed telewizorem czy komputerem.

Co prawda D3 nie jest mocno toksyczna, ale też nie jest prawdą, że można jej brać ile się chce. Już dawki powyżej 5000 IU dziennie podniosą poziom we krwi do poziomu, który wiązał się z pogorszeniem stanu zdrowia i zwiększonym ryzykiem chorób. To, że coś nie wywołuje ostrego zatrucia nie oznacza, że jest bezpieczne. Dobrym przykładem są tutaj papierosy, prawie nie było w historii przypadków śmiertelnych zatruć, ale wystawienie na niskie dawki (czyli po prostu nałogowe bądź bierne palenie) zabija miliony osób każdego roku.

Ostatnią przyczyną może być ogólne niedożywienie całej populacji. Owszem, praktycznie nikt nie umiera już w Polsce z głodu, ale kto mając żołądek wypchany pokarmem zdaje sobie sprawę, że umiera każda komórka jego ciała? To, co zjadamy, jest pozbawione minerałów i witamin, nie mówiąc o wszelkiego rodzaju fitoskładnikach, których są w roślinach dziesiątki tysięcy. Nie dość, że praktycznie nie jemy obecnie roślin albo jemy bezwartościowe, takie jak zboża czy ziemniaki, pozbawiając się tym samym tysięcy substancji potrzebnych naszemu organizmowi (witamin, bioflawonoidów, polifenoli, enzymów oksydacyjnych etc), to na dodatek ziemia uprawna jest ciągle pozbawiana minerałów.

Owszem, nawozimy ją, ale nawóz składa się z kilku podstawowych pierwiastków niezbędnych do tego, żeby roślina wyrosła. A co z kilkudziesięcioma, które są nam niezbędne do życia? Co roku rośliny wyciągają je z gleby, co roku je zbieramy i nawozimy pole sztucznym zestawem kilku pierwiastków. Naturalna koleją rzeczy jest to, że roślina albo gnije na polu jesienią, nawożąc ziemię, albo jest zjadana przez zwierzę, które również nawozi ziemię oddając, co zabrało. Człowiek niestety stosuje gospodarkę rabunkową, teraz się to na nas mści. Często mamy niedobory wielu mikroskładników i witamin, a co gorsza również podstawowych minerałów, takich jak cynk czy magnez.

To wszystko sprawia, że po pierwsze, odczuwamy dużo silniejszy apetyt, po drugie zaś konkretne niedobory wyraźnie wiążą się z ryzykiem rozwoju choroby.